6 maj 2013

1.

Czasem zdarza się, że nasze cudownie ułożone życie nagle staje się spaczonym gównem. Wszystko co miałeś zaczyna gnić, rozpadać się. A Ty? A Ty patrzysz. Nie możesz nic z tym zrobić, już nie. 

Tak i było w moim przypadku. 
Przez 3, prawie 4 lata żyłam z pewną osobą. Bywało lepiej, gorzej, ale jednak to nie był zły okres mojego życia. Mieliśmy chwile zwątpienia. Rozchodziliśmy się i wracaliśmy do siebie. Zgodnie twierdziliśmy, że to co nas złączyło jest czymś wyjątkowym. A mimo tego, co jakiś czas potrzebowaliśmy od siebie odpocząć, wyszaleć się, dać upust młodości. Powtarzaliśmy schemat bez końca.
Miłość-->Kłótnie-->Powrót-->Miłość-->Kłótnie-->Zerwanie-->Przerwa-->Rozmowa-->Przyjaźń-->Miłość.
Tylko, że, o ile ja nie robiłam mu wyrzutów o to, co on robił w tych przerwach, ja zawsze dostawałam wielki opieprz. Może czasem zasłużyłam, ale z drugiej strony... Ja go nie wyzywałam od szmat,za jakąś przygodę, gdy nie byliśmy razem. Między innymi przez coś takiego 13 kwietnia rozpadł się ten związek już na zawsze. Cholernie mi go brakuje, ponieważ był jedyną osobą, którą umiałam tak pokochać. Bezwarunkowo. Znosiłam to, że ćpał, okłamywał, często poniżał. W imię czego? W imię mojej wyimaginowanej miłości do Jego osoby. Chciałam tylko, by czuł to samo. Zniosłabym wiele. Poprawka - znosiłam wiele. I cały chuj z tego mam drodzy państwo. Doszłam do wniosku, że nie będę się teraz pakować w żadne pierdolone związki. Nie, póki nie wyjadę na studia. Tam będą nowi ludzie, nowe osobowości. Będę miała czysty start, bez gówna, które za sobą ciągnę. 

Za 3 dni koncert, za godzinę powinnam już być na próbie, a jeszcze czeka mnie spacer z psem.