13 sie 2013

12. Witaj stary Przyjacielu, wybacz, że nie witam Cię z otwartymi ramionami.


Dalsza część mojej przedwczesnej jesiennej depresji. A może to letnia depresja? Właściwie, co za różnica, skoro trwa ciągle. Hyc, wypijamy kieliszek syropku szczęścia.

Szynszyla chodzi mi po nogach, biurku, laptopie.
JAPIERDOLE JAK MAM ZRYTY ŁEB. Boli mnie. Jestem totalnie rozstrojona psychicznie. Coś jakbym dostała obuchem w łeb. Płaczę, drę się. Irytuje mnie dosłownie wszystko. Do tego jakaś głupia część mnie lata sobie po epizodach z przeszłości. Zabierzcie to ode mnie... proszę. Dajcie siłę, by iść przed siebie. Nie patrzeć na to, co było. 
Jutro idę do psychiatry, chyba jednak nie jestem w stanie odstawić leków. Doraźne kiepsko działają. Usypiają, a sen nie zmieni rzeczywistości. Właściwie, to nic jej nie zmieni. Ale, gdy brałam na stałe leki, to świat był bardziej odległy. Byłam tylko ja i moje jestestwo. Czasem żałuję, że zrezygnowałam z tej opcji dla "realnego" życia. 
Niedawno zrobiłam morfologię, poszłam dziś do lekarza z wynikami. Wyszło, że mam niedoczynność tarczycy. Tak kurwa bardzo potrzebuję kolejnej choroby. Tak kurwa bardzo mam ich za mało. TAK KURWA BARDZO BÓG MNIE KOCHA. Niech wypierdala z tą swoją dobrocią. Mam dość zastrzyków, leków, wytykania palcami. Mówienia, że jestem pierdolonym wybrykiem natury. Ja pierdole, nie mogę być tak o - po prostu zdrowa? Niemiłosiernie mnie to wkurwia. Ale ostatnio wkurwia mnie wszystko, więc to chyba marne stwierdzenie. 
Boli mnie głowa. Znów ciągle boli mnie głowa. Wiem co mi wraca, zabierzcie to ode mnie. Nie chcę znów myśli samobójczych, skłonności. Nie chcę marzyć o śmierci. Nie chcę płakać z bezsilności. Chcę żyć. Być szczęśliwą. Zabierzcie depresję. Proszę...