26 maj 2013

4. XXI OFPH

3 dni spania na materacach w szkole, pieprzenia się po kątach i przepysznej zabawy z przyjaciółmi. Jestem harcerką, no siema.
Zacznijmy od tego, że padam na pysk. Jestem przemęczona, spałam kilka godzin. Od piątku ryliśmy nasze utwory na Festiwal. Swoją drogą, zdobyliśmy nagrodę Publiczności. Poznałam wielu nowych ludzi - bardziej lub mniej irytujących, ale to już nieważne. Część z nich zostanie gdzieś tam w moim małym, skurwiałym serduszku. 
 Podczas koncertu ciągle coś nawalało, a to nie było słychać wokalistki, a to mój bas był rozjebany na pełną kurwę, a to wyciszyli solówkę gitarzysty. Zeszliśmy ze sceny bardzo poirytowani, do tego z zamiarem poszerzenia komuś uśmiechu. Pomimo tragicznej akustyki dostaliśmy owacje i ogromne brawa od Publiczności. Schodząc ze sceny podszedł do mnie pewien chłopak. Omal mu nie stanął z podniecenia, że dziewczyna gra na basie. Ale nie powiem, miło mi się zrobiło, bo po raz kolejny ktoś mnie pochwalił za moją grę. Do tej pory wszystko kręciło się wokół "niemojego" Ćpunka. Ja byłam "tą dziewczyną" perkusisty. A teraz? A teraz to dla mnie biją brawa, to ja dostaję gratulacje. Świetne uczucie!
Z chłopakiem, który omal nie dostał erekcji przez moją obecność na scenie spędziłam jeszcze trochę czasu, całkiem miły, może trochę zakręcony, ale miły. Trochę skakaliśmy, zajmowaliśmy się pełzającymi zuchami, nawet mi się to podobało. 
Zauważyłam, że sporo osób z mojej drużyny nie umie znieść porażki. To, że nie stanęliśmy na podium pod względem muzycznym mnie nie dotknęło, ale patrząc po 2/5 składu - ich owszem. Zdecydowanie nie podobało mi się ich zachowanie. Kiedy mieliśmy wyjść na scenę, by odebrać nagrodę Publiczności oni pełni goryczy po prostu sobie stamtąd poszli. Niby nie powinno mnie to ruszać, ale nagrodę wręczała nam drużynowa, która zasługuje na przynajmniej minimum szacunku z ich strony.
Po wszystkim łaziliśmy nocą po mieście, miła odmiana wyjść gdzieś poza 4 ściany sali koncertowej.
A dziś? A dziś już jestem w domu, wróciłam do swojej szarej rzeczywistości. Za dwa tygodnie Nowosielec - kolejna przyjemna odskocznia od życia.
To jest mój Festiwalowy misiek. Każdy musi mieć festiwalowego miśka.
W ogóle, chyba to coś zwane miłością w końcu mnie opuściło. Miło jest nie kochać. Szczególnie nie Jego. Być może teraz będę mogła na nowo ułożyć swoje życie. Widzę te wszystkie pary, które tworzą się między harcerzami. To piękne, gdy ma się wspólne, wielkie hobby. Chciałabym kiedyś trafić na taką osobę, z którą mogłabym je (harcerstwo) dzielić.