27 lip 2014

59. Beztroskie lata '90


Dzisiaj znów piszę list. Kolejny. Znów Braciszku do Ciebie. Bo znów mi Cię brakuje. Byłam u babci na "imieninach". Było nasze stryjeczne rodzeństwo. Słuchałam tego jak bardzo się nienawidzą. I z jednej strony mi ich szkoda, z innej jestem zła, że nie rozumieją jak ważne jest to, że mają siebie, a z kolejnej jestem strasznie zazdrosna o to, że nawet mają z kim się kłócić... Ja już teraz nie mam z kim Braciszku, moja kłótnia z Tobą to monolog, trochę też rachunek sumienia. Gdy stoję na cmentarzu przy Twoim grobie to wyliczam wszystko co robiłam od naszego ostatniego "spotkania" i zastanawiam się, co byś powiedział na każdą z tych rzeczy. Czy byś mnie pochwalił, czy wyśmiał, albo skrzyczał. W wielu sytuacjach byś skrzyczał. A ja już nie wiem, mam mieszane uczucia. Nie wiem czy powinnam ogarniać swoje życie, czy pierdolić to wszystko i bawić się póki mam czas i mogę. Strasznie się gubię, ale to słyszysz za każdym razem, gdy się widzimy. 
Babcia Gienia umiera. Pewnie niedługo się spotkacie. To wspaniała kobieta, robiła nam najlepsze zapierdalanki na świecie i nic nie smakowało tak jak jej ziemniaki z mizerią i mielonym. Pamiętasz, gdy potrącił Cię samochód, a Ty kazałeś mi iść do mamy żeby poszła szybko do babci Gieni, ale żeby wzięła wodę utlenioną? Że też dla dzieci wydawało się to tak logiczne, iść do babci z wodą utlenioną. Pamiętam też jak mieszkała z nami, a my stłukliśmy szybę do mojego pokoju. Pomogła nam wtedy zorganizować kasę na nową i posłała do szklarza. W pół godziny mieliśmy nową szybę, która była identyczna jak tamta, a jedyną różnicą było to, że szklarz wstawił ją odwrotnie niż była poprzednia (damn). Ale wymieniliśmy! I póki mama nie zorientowała się, że brakuje pięciu dyszek spod wieży, to była nasza taka mała tajemnica. 
Pamiętam też jak spaliśmy u babci, a ona zawsze na noc ryglowała drzwi wielką belką, jakby bała się, że szwaby albo sowieci wpadną z wizytą. Albo jak chodziliśmy do komórki się bawić! Albo na strych! A na klatce na półpiętrze miała najlepsze kiszone ogórki świata! Cudowne to były czasy, kiedy nie musieliśmy się niczym martwić. Babcia chodziła z nami "na przedszkole". Przynajmniej do momentu, w którym nie założyli łańcucha i kłódek... Teraz wszystko się zmieniło. Byłam ostatnio na tym osiedlu. "Przedszkole" już nie jest zarośnięte mirabelkami, które zbieraliśmy do różowego kocyka, nie da się przejść między ogrodzeniem, a garażem, górka ma zupełnie inny kształt, stara komórka babci ma dziurę w dachu, a kamienica się sypie. Tylko ciągle miejsce, gdzie chodziliśmy " na garaże" jest takie samo. Z różowo-czerwonymi drzwiami. Tylko, że kiedyś mogliśmy tam grać w piłkę, jeździć rowerami, na rolkach, hulajnogach i nikt nie robił problemu. Teraz wezwaliby policję, bo wandale chodzą po dachach garażów w poszukiwaniu piłki. Piękne to były lata, gdy zabierałeś mnie wcześniej z przedszkola ( poganiałeś wręcz! ), bo nie zdążymy na Dragon Ball'a. Albo jak na openingu zakrywałeś mi oczy, bo " za młoda jesteś ". I nie pozwalałeś oglądać "Gęsiej Skórki". Pamiętam jak podobało mi się jak kroisz jabłko ( w siateczkę ) i jak sama chciałam to zrobić i pocięłam sobie paluchy a innym powiedziałam, że ketchup mi się rozlał, dlatego ta ścierka jest taka czerwona.  A ile razy kablowaliśmy na siebie, że za długo któreś siedziało przy komputerze, albo coś... Chociaż chyba mieliśmy jakieś tajemnice. Szczególnie, gdy oboje przeskrobaliśmy. Do tej pory nikt nie wie, że jak graliśmy w piłkę "na przedszkolu" to przy odbijaniu kolankiem odbijałeś za mnie, a innym wmawiałeś, że sama tyle razy odbiłam ( swoją drogą dobry deal robiłeś, ja nieświadoma, szczęśliwa, że tyle razy "odbiłam" piłkę, a Ty mogłeś bezkarnie dłużej ją mieć ). Mogłabym się rozpisać o wszystkim, co pamiętam. Jak wybiłam sobie ząb, gdy skakaliśmy z kanapy, jak urządzaliśmy zapasy i ten jeden jedyny raz wygrałam. Jak prawdopodobnie złamałeś mi nos piłką, gdy byliśmy w Łebie, albo jak chodziliśmy do Piotrka i bawiliśmy się w jakieś prostrzelankowe zabawy, albo gdy byliśmy z nim na wakacjach ( właśnie w Łebie ) i zostawił włączone żelazko na linoleum, bo "nie wiedział, że nie można". To były genialne czasy. Takie, do których wraca się z ogromnym sentymentem... Szkoda, że minęły. Jeszcze bardziej mi szkoda, że już nie wrócą. Ale mimo wszystko takie "wrócenie do przeszłości" uspokoiło w jakimś sensie moje nerwy. Zadziałało terapeutycznie. Chyba tak, jak miało.
Do zobaczenia! Kocham Cię