22 paź 2013

31. Go fuck yourself.

Woda zabiera problemy. Chciałabym by zabrała i mnie.
Rozmawiałam z Michałem o śmierci... To była specyficzna rozmowa
-chyba powoli sie przyzwyczajam do tego ze ludzie umieraja
-Kasiu na przyzwyczajenie się do tego przyjdzie czas na starość ale i tak chyba nie da się do tego przyzwyczaić
-da się Michał
-ja się nie przyzwyczaje
-jestes przyzwyczajony gdy dochodzisz do wniosku,ze sam juz chcesz umrzeć. tak po prostu, godzisz sie z tym
-tylko że chęć umierania nie jest norma, co innego jak ktoś cierpi z powodu nieuleczalnej choroby
-nikt nie mowil ze to normalne. powiedzialam tylko ze sie da przyzwyczaic.

Więc ja się przyzwyczaiłam... I nikt nie daje mi się odzwyczaić od tej myśli, nie ma nikogo, kto by to zabrał. Przyjaźń daje wiele, ale dopiero ta druga osoba Twojego życia pozwala żyć. Póki pamiętałam tylko te złe rzeczy ze związku z Narkotykiem było okej... Nie tęskniłam za tym. Nie w taki sposób. Teraz dano mi spróbować nieba, a potem je zabrano. Głupia jestem i tyle. Zamiast żyć to się żalę na blogu... Dno egzystencjalne proszę Państwa!
EDIT: Poprawiłam notkę bo coś się jej pojebało

30. Tylko Tobie.

Taką bekę mam z tego zdjęcia. Moje usta wyglądają jakbym napchała w nie kwasu kiełbasianego. Botoxu znaczy. 
Nie ogarniam wszechświata. Nie żyję, czuję się chujowo, ale nie załamię się już. Enough.
Kiedyś jeszcze będzie fajnie. Za jakiś czas. Nigdy. Ale nawet nigdy kiedyś nadejdzie. Będzie dobrze, musi być. Co mnie zaskakuje, nie wracam tymi myślami do Narkotyku. Wyleczyłam się z tamtej chorej miłości. Tej pierwszej i desperacko szczerej. Nigdy więcej. Bawmy się. Bawmy się skurwielami. Oby być szczęśliwą. Nie chcę się przejmować uczuciami innych, nie tak jak do tej pory. Spróbuję zadbać o siebie. Chociaż raz. 
Patrzę właśnie na bliznę po robieniu kurczaka. Miley mnie zaatakowała, nie chciała operacji plastycznej... A w końcu skończyła w rosołku. Ot taka anegdota. Miałam się uczyć na egzamin PZŁ. ha.ha.ha. Chuja pana. Znów cały chuj z tego. 
Myslovitz na pokazanie moich marzeń. Nigdy niespełnionych. 
Branoc.

00:11
Zdechnę w szkole.