11 paź 2014

67. Zbyt wiele bodźców. Zbyt gęsto



Znalazłam zdjęcie z czasów przedwakacyjnych. Oj, Właśnie mi zabrakło moich cudownych włosków. Ale tylko tak wizualnie, w praktyce cieszę się, że nie muszę ich suszyć pół godziny... No i obcięłam je również z powodu nadmiernego wypadania. Kiedyś tam odrosną, gdy im na to pozwolę. No i chyba pora znów zaopatrzyć się w krwistą szminkę!


Wyjechałam z domu, bo nie mogłam tam wytrzymać. Przyjechałam do Warszawy... I wcale nie jest lepiej. Próbuję pogodzić się z samą sobą. Powiedzieć, że muszę zadbać o swoją psychikę. Teraz, gdy mam wrażenie, że depresja wraca. Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie mogę pozwolić na zawalenie studiów, związku, życia. Znowu. Nie mogę...
Bulimia, zaburzenia odżywiania, etapy głodu, objadania się, wymiotów, to męczy. Zjadłam dziś kanapkę z twarożkiem i dżemem, monte, potem batonik fitness, na obiad 2 bounty (4 takie kieszonkowe, czy coś), śliwkę, w akademiku serek homogenizowany, miseczkę zupy, 2 ciasteczka piernikowe i 2 croissanty z toffi. Jakby to pozbierać w całość, to nie tak dużo, dużo cukrów ale to wszystko, a mam wyrzuty sumienia, z powodu tych pierdolonych dwóch rogalików, i czuję, że skończę w kiblu, pochylając się nad mym królem sedesem. Jestem pierdoloną bulimiczką. No cudownie! Potrzebuję pomocy, ale nie wiem skąd ją praktycznie wziąć. Mam iść do psychologa i mu powiedzieć: "cześć, mam bulimię, zrób tak bym nie miała"??? Muszę nauczyć się panować nad głodem, jeśli to uda mi się zrobić, to z bulimią sobie poradzę. Nie mogę mieć pełnego żołądka, bo to powoduje już niekontrolowane konwulsje, do kompletu okropne poczucie winy, że przytyję choćby 100 gram. No tak, straszne, 2 kilogramy to dla jednej osoby kwestia odlania się, a dla mnie jak sprawa życia i śmierci. Mam niezdrowego pierdolca, niestety, z którym muszę walczyć, niestety. Tak więc wybaczcie na chwilę, idę się wyrzygać.
Od ponad tygodnia męczy mnie straszne samopoczucie, płaczę, cierpię psychicznie, nie umiem się w sobie pozbierać. Całą środę przeleżałam w łóżku umierając psychicznie. Teraz też leżę w łóżku. Za oknem campus się bawi, na zmianę lecą rapsy i coś przypominającego disco polo. Ktoś drze mordę, inne mordy odkrzykują, paranoja, jestem zbytnią introwertyczką.
W środę nie pozwolono mi zostać samej ze wszystkim, zostano ze mną na noc, zjedzono ze mną śniadanie, wieczorem zostałam zabrana na medytację, na koniec pół nocy ciągano mnie po Starówce i Pijalniach Czekolady E.Wedla. Cudowna gorąca czekolada nad Wisłą, na Starym Mieście, szczere rozmowy, dużo czułości, bliskości, po prostu bycia. Troski. Zainteresowania. I strachu, strachu o moją depresję. Stąd medytacje, bym odpoczęła, nabrała dystansu, umiała uspokoić umysł. Ale nie umiem.
Jeszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz